W związku z tym, że dzisiaj w moim źródełku jest tragedia jak nigdy dotychczas (jeszcze sprzed rozpoczęcia kopiowania tutaj) : 2 sztuki, w tym jedna powtórka, a drugi to dno, wodorosty i 5 metrów mułu, więc postanowiłem sięgnąć do archiwum z początku istnienia mojego źródła i wybrać te najlepsze z pierwszej strony - no przecież nie pozostawię Was bez codziennej (porannej ?) dawki dobrego (mam nadzieję
) humoru :
Żyd prowadzi sklep typu "Mydło i powidło", czyli ma tam wszystko i nic. Pewnego dnia wpada do niego Chińczyk i pyta :
- Ma pan może staniki w rozmiarze takim a takim, taki a taki fason i do tego w czarnym kolorze ?
- A no mam.
- A po ile ?
- Po piętnaście dolarów.
- To ja bym wziął z 50 sztuk.
Żyd nieco zdziwiony, ale zadowolony z transakcji zapakował, podziękował. Na drugi dzień ten sam Chińczyk znów pyta o takie same staniki.
- A no mam.
- A po ile ?
Żyd, wietrząc niezły interes, mówi :
- A po siedemnaście dolarów ...
- To ja wezmę 100 sztuk.
Żyd jeszcze bardziej zdziwiony i jeszcze bardziej zadowolony, niż poprzednio, cieszy się z zarobionej forsy. Następnego dnia wpada znów ten sam Chińczyk i pyta, czy są jeszcze takie same co poprzednio staniki.
- A no są.
- A po ile ?
- Po dwadzieścia dolarów ! - po raz kolejny podwyższając cenę.
- To da pan 150 sztuk ...
Żyd nie wytrzymuje w końcu i mówi :
- Ja panu sprzedam i pięćset tych staników, tylko niech mi pan powie, co do cholery pan z tym wszystkim robi ! Masz pan jakąś hurtownię, czy jak ?
- Nie, jaką znów hurtownię ? ! - śmieje się Chińczyk.
- Tu obcinam o to, tu taką tasiemkę też ucinam i Żydom jako jarmułki po trzydzieści dolców za sztukę sprzedaję ...
Dwóch gliniarzy łączy się przez radio z wydziałem zabójstw :
- Przyślijcie ekipę ...
- Jaka sytuacja ?
- Zabójstwo, ofiara to mężczyzna, lat 38, matka dźgnęła go kilkanaście razy nożem za to, że wszedł na mokrą, dopiero co umytą podłogę.
- Aresztowaliście matkę ?
- Nie, podłoga jeszcze nie wyschła.
Matematykowi zepsuł się grzejnik. Wezwał hydraulika, ten postukał jakimś kluczem, pokręcił i woda przestała cieknąć. Radość matematyka szybko się jednak skończyła, gdy fachowiec podał cenę usługi.
- Panie, ale to połowa tego, co zarabiam !
- A gdzie pan pracuje ?
- Na uniwersytecie.
- No to przenieś się pan do naszej spółdzielni, pochodzisz pan, popukasz i zarobisz pan cztery razy tyle, co na tym całym pańskim uniwersytecie. Musisz tylko pan pójść do biura, złożyć podanie i już. Tylko podaj pan, że masz pan siedem klas, bo wyższe wykształcenie u nas nie popłaca.
Matematyk zrobił tak, jak poinstruował go fachowiec. Od tej pory jego dola wyraźnie się poprawiła. Ale pewnego dnia przyszło zarządzenie o podnoszeniu kwalifikacji załogi i skierowano wszystkich, którzy mieli siedem klas do wieczorowej klasy ósmej. Pierwsza lekcja - matematyka.
Nauczycielka wita wszystkich :
- Dzień dobry, będziemy się uczyć matematyki, na pewno wszyscy dostaną świadectwo ukończenia ósmej klasy. A na razie przypomnimy sobie, co pamiętamy jeszcze ze szkoły :
- Może napisze pan wzór na pole koła ? - wskazała na matematyka.
Ten wstał, podszedł do tablicy i zaczął wyprowadzać, bo akurat zapomniał wzoru. Wyprowadza, wyprowadza, zapisał już całą tablicę i w końcu
otrzymał wynik "minus pi er kwadrat". Ten minus mu się nie podoba, wiec liczy od nowa. Zmazał tablicę, znowu zapisuje wzorami i znowu wynik z minusem. Zrezygnowany patrzy na klasę oczekując podpowiedzi, a wszyscy szepczą :
- Zmień granicę całkowania ...
Rosjanin wsiadł do pociągu relacji Paryż - Bruksela. Wszystkie miejsca zajęte przez pasażerów, a jedno z podwójnych siedzeń zajmuje francuska gospodyni z małym pieskiem, który rozwalił się jak car na carskim tronie. Rosjanin prosi więc :
- Madammm, nie mogłaby pani wziąć swojego pieska na ręce ?
Kobieta ostro odpowiada :
- Wy Rosjanie jesteście jak zwykle bezceremonialni. Moja Fifi jest zmęczona. Niech sobie pan poszuka wolnego miejsca w innym wagonie !
Rosjanin poszedł więc szukać nowego miejsca. Nie znalazł. Wraca i mówi :
- Lady, nie znalazłem innego wolnego miejsca, jestem bardzo zmęczony, chciałbym usiąść. Niech pani weźmie swojego psa na ręce.
Francuzka rozeźlona krzyczy :
- Wy, Ruscy, jesteście gruboskórni i nieokrzesani ! W Europie ludzie się tak nie zachowują. To jest nie do pomyślenia !
Wtedy Rosjanin nie wytrzymał i wywalił suczkę przez okno, a sam usiadł sobie wygodnie. Kobieta w szoku, przeklina, miota się, wrzeszczy. Do rozmowy nagle dołącza się siedzący obok Anglik - dżentelmen w każdym calu :
- Wy, Rosjanie, wszystko robicie nie tak jak trzeba, jakby nie od tej strony. Podczas obiadu trzymacie nóż w lewej ręce, samochody jeżdżą u was po prawej stronie, a teraz pan wyrzucił przez okno nie tą sukę co trzeba.
Pukanie do drzwi. Otwiera pani domu, a tam taki mały żebraczek :
- A czego wam trzeba, dobry człowieku ?
- Kawałek chleba, szanowna pani, gdyby się znalazł, byłbym nad wyraz zobowiązany.
- Ach, dobry człowieku, macie szczęście ! Mieliśmy dzisiaj małą uroczystość i sporo tortu zostało !
- Ależ szanowna pani zbyt łaskawa ! Tylko chleba kawałek bym poprosił.
- Ach, dobry człowieku, to żaden kłopot.
Pani domu przynosi spory kawał tortu i z dumą wręcza go żebrakowi. Chcąc nie chcąc, przyjmuje, ale pod nosem szepcze :
- Cholera jasna, jak mam denaturat przez to dziadostwo przesączyć ?
Narąbany facet postanowił kupić sobie jeszcze w knajpie ćwiarteczkę do chatki. Było późno, więc chciał cichaczem wejść do domu, żeby nie zbudzić żony. Przed domem wsadził sobie ćwiarteczkę do tylnej kieszeni w spodniach, a że był tak nawalony, to przed samym mieszkaniem potknął się i wypieprzył. Rozbił flaszkę i pokaleczył sobie tyłek, więc szybko cichutko do domu i prosto na palcach do łazienki zrobić opatrunek, żeby nie zakrwawić pościeli. Ściągnął spodnie wypiął zakrwawiony tyłek w stronę lustra i robi opatrunek. Zakłada plastry - jeden, drugi, kolejne i położył się cichutko do łóżka. Rano żona z mordą budzi go :
- Ty pijaku pieprzony, nie dosyć, że przychodzisz nad ranem do domu pijany, to jeszcze cala kołdra we krwi ! A już nie wiem do cholery, na co te plastry na tym lustrze poprzyklejałeś !
Nad rzeką siedzi krowa i pali trawkę. Zadowolona, klimat i te sprawy. Podpływa do niej bóbr, wychodzi na brzeg i pyta :
- Te, krowa, co robisz ?
- Aaaa, widzisz bóbr, jaram sobie i jest OK.
- Daj trochę, jeszcze nigdy nie kurzyłem.
- Jasne ! Ciągnij macha bracie i poczuj się cool !
Bóbr wciągnął dym i od razu go wypuścił. Na to krowa :
- Stary, nie tak ! Patrz - ciągniesz macha i trzymasz go w płucach dłuższą chwilę. Zresztą, wiesz co ? W tym czasie jak wciągniesz, przepłyń się kawałek pod wodą w dół rzeki, wróć tu i wtedy wypuść powietrze. I mówię ci będzie OK. Jak uradzili tak zrobili. Bóbr się zaciągnął, płynie pod wodą, ale już po kilku chwilach zrobiło mu się happy. Wyszedł na brzeg po drugiej stronie rzeki, walnął się na trawę i orbituje. Podchodzi do niego hipopotam i pyta :
- Te bóbr, co robisz ?
- Aaaa, widzisz hipciu, fazuję sobie trochę.
- Daj trochę stuffu, ja też chcę.
- Podpłyń na przeciwko do krowy. Ona ci da.
Hipopotam wychodzi na brzeg, a krowa wywaliła gały i krzyczy :
- Bóbr, k***a, WYPUŚĆ POWIETRZE !
- Gdybym kiedyś miał funkcjonować tylko dzięki jakiejś maszynie, to proszę, odłącz mnie.
- Nie ma sprawy.
- Ej, stój, co ty robisz ? Zostaw ten router !
Pani przedszkolanka pomaga dziecku założyć wysokie, zimowe botki. Szarpią się, meczą, ciągną ... W końcu jest ! Weszły ! Spoceni siedzą na podłodze, a dziecko mówi :
- Ale założyliśmy buciki odwrotnie ...
Pani patrzy, faktycznie. To je ściągają, mordują się, sapią. Uuuf, zeszły. Wciągają je znowu, sapią, ciągną, nie chcą wejść ... Uuuf, weszły. Pani siedzi, dyszy, a dziecko mówi :
- Ale to nie moje buciki ...
Pani niebezpiecznie zwęziły się oczy, odczekała i znów szarpie się z butami, stęka, sapie ... Zeszły. Na to dziecko :
- To buciki mojego brata i mama kazała mi je nosić ...
Pani zacisnęła ręce mocno na szafce, odczekała aż przestaną się trząść, przełknęła ślinę i znów pomaga wciągać buty. Tarmoszą się, wciągają, silą się ... Weszły.
- No dobrze - mówi wykończona pani - a gdzie są Twoje rękawiczki ?
- Mam schowane w bucikach ...
Student medycyny na egzaminie ma wymienić 3 zalety mleka matki. Siedzi i myśli. No i wymyślił :
Po pierwsze :
- Jest w 100 % naturalne.
Po drugie :
- Jest ciepłe, nie trzeba podgrzewać.
I w tym momencie zabrakło mu inwencji. Siedzi, siedzi, myśli, a czas leci. Profesor ma zbierać już kartki, a student w ostatniej chwili wpada na genialny pomysł. Po trzecie :
- Ma rewelacyjne opakowanie ...